Czerwiec 26, 2021

Obecnie nie opłaca się wytwarzać ciepła z węgla

W wielu ciepłowniach dochodzi do ograniczania inwestycji. Sytuacja jest trudna, od grudnia 2020 roku do dziś cena uprawnień do emisji wzrosła o 75 proc. Nie brakuje opinii, że unijny system handlu emisjami pozostaje hamulcowym transformacji energetycznej.

– Ogromny wzrost cen emisji CO2 przy bardzo wysokim wzroście cen gazu ziemnego dla odbiorców przemysłowych skutkuje swoistą „kumulacją nieszczęść” jakie dotykają między innymi sektor ciepłowniczy – zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Arkadiusz Siekaniec, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.

– Wysoka cena pozwoleń na emisje (które stały się elementem podobnej gry spekulacyjnej jak kryptowaluty) przy ograniczeniu przez Polskę ich darmowych limitów spowodowała, że ciepła z węgla dziś nie opłaca się wytwarzać. Wzrost cen emisji  zostanie przeniesiony na odbiorców ciepła sieciowego, czyli na większość z nas przy następnych taryfach – podkreśla.

Na końcu zapłacą zwykli obywatele

Arkadiusz Siekaniec wskazuje, że sytuacja jest trudna i poważna.

– Obecnie w koszcie wytworzenia jednego GJ ciepła więcej waży koszt zakupu pozwolenia na emisję niż koszt węgla. Koszty zakupu pozwoleń to jakieś 25 zł na każdy GJ ciepła – zaznacza Arkadiusz Siekaniec.

– W tej sytuacji przedsiębiorstwa planują odejście od rodzimego węgla na rzecz importowanego gazu, aby znacząco ograniczyć koszty ETS. Niektóre już rozpoczęły inwestycje. Z tym że rozpoczynały je wtedy, gdy gaz był znacząco tańszy i obecnie inwestycje takie stają się coraz mniej rentowne. Cena na rynkach europejskich na początku maja przekroczyła 25 euro za megawatogodzinę, czyli pięć-sześć razy więcej niż przed rokiem i na tym pewnie nie koniec – dodaje.

Trudno zatem w obecnych realiach mówić o sprawiedliwej transformacji energetycznej.

– Sprawiedliwa transformacja energetyczna? Przecież to kpina – zaznacza Siekaniec. – Firmy ciepłownicze bez wsparcia nie poradzą sobie ani ze wzrostem cen emisji, ani ze wzrostem cen gazu ziemnego. A na końcu płaci za to zwykły obywatel, któremu z tygodnia na tydzień rosną rachunki za ogrzewanie – podkreśla Siekaniec.

Janusz Kowalski, poseł Solidarnej Polski, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. suwerenności energetycznej, były wiceminister aktywów państwowych – od dawna bije na alarm, że największym problemem dla polskiej gospodarki pozostaje unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2.

– Będziemy w coraz większym stopniu uzależnieni od importu energii z Niemiec czy Czech, a ponadto będą się pogłębiać problemy wynikające z nieskoordynowanej ekspansji OZE – w kontekście już istniejących konwencjonalnych źródeł wytwarzania – zaznacza. 

Wielki problem (nie) do rozwiązania

Kowalski podkreśla, że od ponad roku ostrzega publicznie, że największym problemem dla polskiej gospodarki jest unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2. 

– I obecnie cena uprawnień do emisji 1 tony CO2 to już ponad 50 euro. Mechanizm spekulacyjny sprawił, że ta cena jest stale podbijana – podkreśla w rozmowie z WNP.PL Kowalski. – Uderza to w energetykę oraz w ciepłownictwo. W ciepłowniach dochodzi do ograniczania inwestycji. Od grudnia 2020 roku do dziś cena uprawnień do emisji wzrosła o 75 proc. Jeżeli PGE w 2020 roku wydało około 6 mld zł z tytułu emisji CO2, to za chwilę okaże się, że będzie musiała za ten rok wydać ponad 10 mld zł. To pokazuje, że unijny system handlu emisjami jest największym hamulcowym transformacji energetycznej – dodaje Kowalski. 

W jego ocenie najważniejsza dla Polski jest teraz reforma unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2.  Kowalski wskazuje, że trzeba podjąć stanowcze działania i negocjować w tym zakresie z Brukselą. 

 

Źródło: wnp.pl

Partnerzy